Witam w tą śnieżną, mroźną, ale jakże piękną i urokliwą sobotę!
Moje zatracanie się w robótkach ma to do siebie, że ma charakter najczęściej gwałtownego zrywu pod wpływem pomysłu zajadle świdrującego czaszkę, następnie przychodzi faza wieeeelu godzin spędzonych w karkołomnej pozycji i w pełnym skupieniu, po czym do wyboru są dwie opcje: kontynuowanie pracy albo rzucenie jej w kąt. Tak to wygląda od strony technicznej. Od strony estetycznej, jest jedna zasada. Jakikolwiek pomysł przyjdzie do głowy, trzeba go przepuścić przez filtry własnego gustu - ulubione kolory, kształty, formy. Widać do w moim pudle z biżuterią - czarno, niebiesko, szaro; sowy i proste wisiory, najczęściej praktyczne formy, małe gadżety.
Przyszedł dzień, pod koniec października, kiedy w rękę wpadł mi piękny jaspis krajobrazowy, naprawdę uroczy. No, ale nie ten kolor. Pasujące do niego kaboszony i kamienie były w odcieniach żółtych i pomarańczowych a drobnica mieniła się złotem... Szanujmy się, to tak bardzo nie moja bajka.
I tak właśnie pierwszy raz zdarzyło mi się zrobić coś kompletnie pod prąd.
Żeby spokojnie i bez efektów ubocznych przejść przez ten "kryzysowy moment", towarzyszyła mi oczywiście sowa. Kawa naprawdę smakuje wyśmienicie w kubków i szklanek, na których są sowy. A tutaj są wszędzie.
Jaspis krajobrazowy w towarzystwie agatu i jadeitów obszyłam koralikową drobnicą toho i marianna. Skoro już sięgnęłam po coś nowego, postanowiłam też po raz pierwszy w pracy w hafcie wykorzystać sznurki woskowane. Wnętrze wisiora po raz pierwszy wyszyłam ściegiem lazy stitch. Co ciekawe, od zawsze byłam zachwycona pracami wykonanymi
w ten sposób, ale nie umiałam się przełamać. Moje demony zawsze kierowały mnie w stronę harmonii, porządku, równego ściegu. Co za ironia ;) Zaskoczył mnie jedynie czas, jaki trzeba na to poświecić. Szyjąc w bałaganie zeszło mi naprawdę długo, bo całą niedzielę.
I tak oto, bez wyraźnej wizji i założeń, powstał wisior, roboczo nazwany "na bogato". Mieni się i lśni naprawdę wyjątkowo. Wygląda imponująco na jednolitych, ciemnych bluzkach. Aż warto poszukać okazji, by go założyć...
Poniżej kilka zdjęć i kilka detali.
Do tej pory przy swoich wisiorach używałam metalowych krawatek, wszywałam je do środka. Tym razem zdecydowałam się na wszycie koralikowej krawatki z drobnicy toho. I jestem zadowolona z efektu. Na chwilę obecną to złotko wisi na sznurkach, ale z biegiem czasu mam zamiar to zmienić, więc jest to wersja tymczasowa. Kilka informacji od strony technicznej: długość - ok.11cm, rozpiętość w najszerszym punkcie - ok.11cm.

Od razu po zakończeniu tej pracy, rozpoczęłam kolejną, ale już w swojej gamie barw. W roli głównej czarny agat i onyks. Biorąc pod uwagę, że tym razem również chciałabym uszyć coś większego, z pewnością zajmie to sporo czasu,
a z towarzyszącą mi obecnie kontuzją może być naprawdę ciężko. W międzyczasie stworzyłam alternatywną choinkę, świąteczne kompozycje, projekty trzech kolejnych zegarów i w wolnej chwili realizuję małe zamówienia. Tak, mam jeszcze wolne chwile. Wykorzystałam je choćby na zakupy na giełdzie kwiatowej, odwiedziłam ulubiony sklep z kamieniami, żeby uzupełnić zapasy, uczę się nowych technik i inwestuję w sprzęt. To informacja, że warto czekać na kolejne wpisy! ;)
Moich prac obecnie nie ma w galeriach, których bannery widnieją po prawej stronie. Z uwagi na wiele czynników, swoje sklepy tymczasowo zawiesiłam. Wykonuję jednak indywidualne zamówienia.
Dobrego weekendu.
Nie samymi świętami człowiek żyje, proszę pamiętać.