Wisior kojarzy mi się z medalionem. Zupełnie niechcący powstał i zupełnie niechcący jest bardzo elegancki. Rzekłabym, że nawet wytworny. Ten wisior, jak i wiele innych prac, jest dziełem przypadku :)
Kilka słów o nim.
Kamień kupiłam latem, jedną sztukę - z góry założyłam, że posłuży mi do wisiora. Chwost zaś... Mimo zamówionej pary (kolczyki miały być majestatyczne), dotarły do mnie dwa granatowe chwosty w różnych rozmiarach... Mniejszą sierotkę
i jadeit sparowałam. Dobrałam czarne, matowe koraliki i jeden z moich ulubionych odcieni - Montana Blue.
Wczorajszą i w ogóle twórczość tego tygodnia napędza i wspiera grypa i cały koszyczek leków. Ledwie pół dnia udało mi się trochę pospać, poleżeć... Ale w takim trybie można zwariować z nudów. To przysiadłam do biurka. Poniedziałek poświęciłam na sprzątanie, drobną reorganizację i sznury szydełkowo-koralikowe. Na parapecie leży teraz kilkadziesiąt (!) wydzierganych bransoletek w pięciu grupkach. Wkleiłam końcówki, przymocowałam zapięcia. W kolejce czeka kolejnych kilka sekwencji do wydziergania. Co się będę szczypać :) Wczoraj pochłonął mnie haft, efekt możecie oglądać poniżej. Dziś środa, jutro czwartek... Coś pewnie się z tego tygodnia jeszcze uszczknie ;)
Pozostaje przedstawić Wam nowy wytwór.
Przy tej okazji, między kichaniem i wyłuskiwaniem kolejnych tabletek, życzę Wam dużo zdrówka.
Tradycje trzeba szanować, poniżej link do tego, co w międzyczasie w duszy gra.
A ja wracam do działania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz