13 sierpnia 2018

Trwa 5 minut kolczyków z chwostami.

Od kiedy strony poświęcone koralikowym pasjom rozpoczęły akcje poniedziałkowego chwalenia się weekendowymi wytworami, to jakoś łatwiej te poniedziałki znieść. W ogóle, każdy dzień, kiedy koraliki przemykają się przez palce, jest dobry. 

Są nawet takie dni, kiedy siadam z wielkim natchnieniem, szkicami w dłoni i ochotą stworzenia czegoś wyjątkowego, ale nie potrafię zdecydować, za co się złapać... To posprzątam sobie w pudełkach, kartonach i też jestem zadowolona. Podejmowanie decyzji to rzecz, z którą mam spory problem. Niech zobaczę kaboszony, sznurki czy krosno w jednym miejscu - nie potrafię wybrać, co najpierw. Wszystkiego po trochu się nie da, więc zostają porządki, pinterest i szperanie po zakamarkach. 

Chyba... Chyba, że przyjdzie zamówienie. Często - z wielu powodów, które pewnie większość z tworzących może kojarzyć - zarzekam się, że to już ostatni raz, nigdy więcej tworzenia "na wczoraj", albo z materiałów czy wzorów, do których sama nie jestem przekonana... Z drugiej strony często jest mi szkoda zamówionych materiałów,  więc te prace prędzej czy później powstają. 

Zadanie było proste. Konkretne kolory, konkretne materiały. Poszło szybko, sprawnie, jestem zadowolona z efektów.
W końcu gdzie się człowiek nie obejrzy, to chwosty w tym roku podobno są hitem. Widocznie nadszedł ich moment, szkoda tylko, że tak wiele czasu kurzyły się w pudełkach ;) 







W międzyczasie powstały także dwie pary sutaszowych kolczyków, które wyjątkowo są moją własnością - pochwalę się nimi już wkrótce. Na ostatniej prostej także mój pierwszy lariat, przy którym dzierganie z każdym centymetrem idzie coraz sprawniej. Cały czas rozmyślam jeszcze nad wykończeniem, jest kilka opcji do rozważenia. 

Dni ostatnio chłodne, nie chce się nosa z domu wychylać. Jakby już jesień wisiała w powietrzu...
A wiecie, co to znaczy. Zbliża się najbardziej twórczy okres w roku <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz