21 listopada 2016

Z wdzięczności.

Skończył się całkiem bogaty twórczo czas wolny. Kilka skończonych robótek, wiele zaczętych wisi mi tuż nad głową i czeka na dalsze wizje.
I jeden projekt tak zakurzony i tak długo wypracowywany, że śmiało mogłabym napisać książkę o złośliwości losu i niesprzyjających wiatrach przy pracy. Ukończony jednak szczęśliwie :)

Pewnego, wolnego dnia, jak nigdy - wstałam przed 7. Dzień zaczynał się kolorowo, za oknem wschód słońca, spać się nie da...
O 7:06 radośnie zasiadłam do komputera z pachnącą herbatą i zapałem, jakiego dawno nie było. I zaczęłam coś od zera, na rozpęd. 

Chciałam zrobić coś z wdzięczności. Bo są takie chwile, że kolejne kupione wino, kwiatek czy czekoladki nie znaczą tyle, ile powinny.
Ale już coś, czemu się poświęcisz, pracujesz nad tym, wkładasz w to kawałek siebie - jak najbardziej tak. Jest też trwalsze. 

I tak powstał wisior w ciepłej tonacji, z agatem marmurkowym w głównej roli, w otoczeniu drobnicy Marianna, Preciosa i Toho.
Tak na bogato :) 








Właścicielka jest zadowolona. Wisior miał już swoją premierę wśród ludzi, tam również znalazł uznanie.
I chyba o to w tym wszystkim chodzi ;)

Piosenka na dziś?
https://www.youtube.com/watch?v=GWznEWYg1lc

9 listopada 2016

Głód.

Nic mnie tak bardzo nie irytowało przez ostatnie miesiące, jak brak efektów. Spędzałam godziny przy biurku, całe popołudnia (często do nocy) i nic, nic, no ... nic. Albo prucie. Tak właśnie było. Zamówienia stanęły w miejscu, kolejne projekty, wizje i szkice walały się pod biurkiem. Przyszedł kryzys mocy - czas na odpoczynek, reset.

Twórczą niemoc wykorzystałam na sprzątanie, segregowanie i organizowanie od nowa całego warsztatu. Nowe pudełka, kartony, słoiczki
i otoczenie miały sprawić, że zatęsknię za tym, co tak bardzo kocham. W październiku bardzo brakowało mi już tej jesiennej rutyny - herbaty, słuchawek i zajętych koralikami dłoni.  Coś ruszyło. Głód dał o sobie znać.

Właśnie wstałam po ciężkim, długim i owocnym wtorku. Na zwolnieniu, z gorączką i ogromem wolnego czasu w końcu odpaliłam. Zaczęte w międzyczasie robótki - dokończyłam. Spisałam wszystkie zaległości, posegregowałam rzucone w kąt (!) koralikowe zakupy, wzięłam się za kilka nowych spraw. W ruch poszły farby, filc, drewno, wiklina papierowa, pistolet z klejem, koronki, tiul, koraliki i jeszcze więcej koralików.
A godzina, od której dziś przy biurku siedzę, to żywy dowód na to, że zdrowym zwolnienia nie dają. 

Widocznie, gdy przychodzi ten kryzys, złowieszcza niemoc i dół, jak rów mariański, warto odpuścić i dać czas sobie samej. Wczoraj zrobiłam więcej, niż przez te minione tygodnie. 
Chwilo trwaj. 




11 lipca 2016

Bronzyt w miodzie

Ostatnie dwa tygodnie bez aparatu. Wcześniejszy czas spędzony na szyciu i pruciu na zmianę... Bo musi być idealnie. Idealnie albo wcale, ot co.

W kwaterze głównej obecnie mam kilka rozpoczętych robótek, jedną całkiem sporą - już na wykończeniu, kilka mniejszych dopiero rozpoczętych  i bransoletkę robioną na zamówienie. Nie narzekam na brak weny, zajęcia i materiałów. Wszystkiego po uszy.
No, może z wyjątkiem czasu, który mogłabym poświęcić na coś twórczego :)

Sporo robótek już zakończonych leży w specjalnym koszyczku, tuż pod nosem. Czekają na sesję a potem pokazanie ich światu.
I to wszystko w najbliższym czasie!

Dziś w roli głównej - bronzyt w miodowej oprawie. To kompletnie nie moje kolory i nie moja bajka. Szyło się jednak wyjątkowo dobrze, jestem zadowolona z ostatecznego efektu. Wisior ma 6cm długości, szeroki jest na 3,5cm. Zawieszony może być na łańcuszku, bądź rzemyku w odpowiednim odcieniu. Kamień to wspomniany już, przeuroczy bronzyt obszyty koralikami Toho w trzech odcieniach. Na dodatek kilka koralików Fire Polish. Oto kilka fotek:









W najbliższych dniach pojawi się w galeriach. Zapraszam do śledzenia!

Chłodne te ostatnie dni. Jesień w środku lata. Ja jednak nie narzekam, narzekać będę jak wrócą upały i wiatrak będzie rozwiewał mi koraliki ;) "Pracownia" cały czas ewoluuje. Coraz więcej przedmiotów w moim pokoju ma biały kolor, otaczają mnie białe kwiaty, lampiony. Jest nad czym pracować...

Link na dziś - https://www.youtube.com/watch?v=450p7goxZqg

I pamiętajcie. Imprezy w poniedziałek sprawiają, że cały tydzień mija szybko, przyjemnie i z uśmiechem w duszy :) 

29 maja 2016

Chwytam ulotne.

To już drugi sezon, gdy z entuzjazmem i szelestką w dłoni podążam trawnikami w poszukiwaniu dmuchawców. Grafiki czy tatuaże z nimi od dawna bardzo mi się podobały. Jeszcze w zeszłym roku udało mi się mały fragment tej ulotności zamknąć w fiolce. Trafiła w dobre ręce,
a wyglądała tak: 


Tak, klasyczna buteleczka. W tym roku poszłam krok dalej. Trawniki wysłane żółtymi mniszkami z dnia na dzień zmieniały się, dmuchawców przybywało. Schwytałam pokaźną ilość. W związku z tym, fiolka w tym sezonie jest pokaźnej wielkości :) A do tego - para mniejszych, uroczych kolczyków. Wszystko w surowej, minimalistycznej oprawie. Tuż po weekendzie do znalezienia w galeriach. 









Kończy się maj, nadchodzi ukochany czerwiec. Okno otwarte na oścież, nie zdejmuję słuchawek z uszu.
Powietrze pachnie latem. Czuję dziwny spokój. I w duszy uśmiecham się do siebie. 
Ot ja. Mały, szczęśliwy człowieczek. 

18 maja 2016

Dama w szarości.

Całkiem niedawno do sowiej gromadki dołączyła Perła. Elegancka, szykowna paniusia z przeszywającym wzrokiem. W tym roku to dopiero druga sówka. Kilka sprułam w trakcie szycia, 3-4 obszyte brzuszki leżą i czekają na lepsze czasy... W twórczym amoku nie wiem, za co się złapać, wiele prac leży lekko nadgryzione. Tak, twórczy amok. Choć mama nazywa to słomianym zapałem. Nie zna się ;) 

Kaboszon to kocie oko. Wyjątkowe! Na zdjęciach prezentuje się pięknie. Oczy to fasetowany jadeit, a dziub - tradycyjnie hematyt. Niedługo na hematytowe oliwki dostanę kartę stałego klienta :D

Dodam tylko, że pochodzenie imienia tej pięknej damy jest aż nadto proste :]








W najbliższym czasie, pewnie przy weekendzie, pojawią się uzupełnienia w galeriach! :)
Trzymajcie się ciepło w te chłodne, paskudne dni!

7 maja 2016

...kto jest najpiękniejszy w świecie?

Przyjaźń to fajna sprawa. Brzmi jak klasyczny cytat z Paulo Coelho, mam tego świadomość. Najlepsza przyjaźń to taka, która powoduje
z jednej strony stłumiony chichot nad telefonem, gdy jedziesz pociągiem, uśmiech i poczucie, że wszystko jest dobrze, gdy rano widzisz sms "bobry paniusiu", wzruszenie, gdy otwierasz paczkę na święta i patrzysz na piernikową sowę i zjadłabyś, och, zjadłabyś ją, ale to przecież sowa...A z drugiej strony większą część roku dławi tęsknota, wspomnienia kilku dobrych chwil i nadzieja, że przecież to nie był ostatni raz. Oczywiście, że nie był.

Nie wiem, jak to się stało, że do tej pory nie dostała ode mnie jeszcze nic malowanego. Szybkie poszukiwania czegoś godnego, ciężki wybór - toaletka czy niciarka? Stawiam na pierwsze. Kolor aż nadto oczywisty, i jedziemy z robotą... 

Gładziutka, piękna, sosnowa toaletka potraktowana została królewską czernią i metaliczną, srebrną farbą. Chwalę, oj, chwalę sobie z nimi współpracę. Długo zeszło, trzeba było się kitrać - podobnie jak z tajną tubą i kompletem brans - ale oczywiście, że było warto. Teraz każdego ranka, gdy spogląda w lusterko, wie, kto jest najpiękniejszy w świecie. 








Szkoda, że urodziny są tylko raz w roku. Love U Miidori.

Weekend, jak zawsze, twórczy. Zaczęło się od porządków, powiesiłam nowiutkie lampiony w oknie, spisałam listę rzeczy do zrobienia... Uwielbiam soboty :) To będzie przepiękny dzień!

Czas zabrać się za listę!

3 maja 2016

Na zdrowie!

Odtajniania ciąg dalszy! Dziś na tapecie sosnowa, pleciona tuba na płynne szczęście ;) Malowanie zajęło mi dużo więcej czasu, niż się spodziewałam. Kosztowało mnie też dużo więcej pracy, niż zaplanowałam. Jednak dla takiego efektu - było warto!


Pierwszym sukcesem był fakt, że udało mi się dostać tak fajną i bardzo dobrej jakości rzecz do zdobienia. Większość pudełek na wino ma tradycyjny kształt, tuba od razu przykuła uwagę. Dlaczego więc nie spróbować? 



I pierwsze wątpliwości przyszły dosyć szybko, gdy najwięcej czasu zajmowało obklejanie taśmą malarską każdego fragmentu... A taśma nie zawsze ułatwiała pracę. Systemów malowania miałam kilka - rzędami, kolorami, piętrami. I tak po każdej rundzie przychodził czas na poprawki, bo to ręka drgnęła, pudełko się obsunęło i całe piętro z czarną draską... Gdyby ktoś się skusił na pracę z taką tubą - polecam ogrom cierpliwości :) Na moje oko uzyskane efekty warte są tego czasu i pracy. 

Wybór kolorów nieprzypadkowy. Tuba i zaprezentowane wcześniej bransoletki tworzą całość. Do wykończenia użyłam matowego lakieru. Wstępnie przymierzałam się do połysku, jednak po wypróbowaniu matowej opcji byłam nią zachwycona! No co będę gadać, sami spójrzcie.





Tuba jest na tyle duża, że nie narzuca konkretnego trunku. Przechowa każdy! :) 

Majówka w tym roku jest przepiękna. Pogoda dopisuje i pomaga przy pracy. Świecące prosto w oczy słońce szybko wyrywa z łóżka i sadza przy biurku już nawet po siódmej! Długi weekend okaże się bardzo owocny :) Dziś jeszcze mam zamiar uszyć małe co nieco.

Do odtajnienia został jeszcze jeden projekt, a później prace będą już pokazywane na bieżąco.
Korzystajcie z ciepła i wolnego. Wszystko, co dobre, szybko się kończy.
Tak samo jest pewnie z płynnym szczęściem przechowywanym w tej tubie :D

29 kwietnia 2016

Sznurkowy komplet.

Tak to już jest, że najlepiej pracuje się nad tajnymi projektami. Kiedy tak mocno korci, a nie można pisnąć słówka, ani udostępniać czegokolwiek zanim wybije godzina... W weekend wybiła. Dlatego też zaczynamy odtajnianie :)

Na pierwszy rzut idą trzy sznurkowe bransoletki. Sprawa była prosta... "Ej, K., jakie kolory lubisz? Najlepiej podaj trzy." Padł niebieski, potem czarny. Długo nic i szary. Zawieszki urzekły mnie przy okazji ostatnich zakupów, więc zamówiłam aż nadto, żeby swobodnie wybierać i manewrować. I tak oto powstał komplet bransoletek. 




Przede mną długi, majowy weekend. Na kupce poukładane jest sporo sosnowych przedmiotów do malowania.
Z drugiej strony kuszą igły i drobnica.
Kto wie, jak to się skończy :)

Przypominam - po prawej wszystkie niezbędne linki.

Bawcie się dobrze!

22 kwietnia 2016

Poznajcie Paulinę.

Żyję, tak, żyję i mam się dobrze. Dużo prac, dużo zdjęć, dużo wpisów do przygotowania, tylko... Trzeba było troszkę poczekać, siła wyższa! ;) Dziś przedstawiam nową sówkę. Nazywa się Paulina i jest piękna. Gdyby ktoś powiedział mi kiedyś, że uszyję coś w takiej tonacji.. Spotkałby się z ciętą ripostą. Jednak nowa porcja koralików i odcieni, która do mnie dotarła, wystarczająco urzekła :) Połączyłam kilka
z nich, tak właśnie powstał nowy wisior. 

Paulina nie różni się zbytnio od poprzednich sówek. Kaboszon to kocie oko, oczka i dziób to hematyt. Do obszycia użyłam głównie drobnicy preciosa i toho. W tych pierwszych zakochałam się bezwarunkowo, nasza współpraca będzie układać się pomyślnie, to pewne. Powstały już bazy do kilku kolejnych wisiorów. Prawdziwa eksplozja radosnej twórczości wybuchnie po weekendzie :) 

Precyzyjnie wykończona, pełna gracji i wdzięku - taka jest Paulina. 










Imię dla sowy w fuksji wybrałam komisyjnie, z Miidori. Geneza niech zostanie naszą słodką tajemnicą :D W kolejnych dniach można spodziewać się kolejnych wpisów. Tym razem będzie to biżuteria w sznurkowej wersji i kilka malowanych prac. Farby i pędzle odstawione na kilka dni, wracam do koralików i metrów splątanych nici :3 

Skoro piątek, to będzie i piosenka na dziś. I na każdy piątek.
https://youtu.be/YykjpeuMNEk
Bo to będzie dobry weekend.
Najlepszy.