2 sierpnia 2019

W podróży zawsze siadam przy oknie

W tym wpisie nie będzie zdjęć ani nowych prac. Kilka tygodni zajęły mi rozmyślania, jak ten post powinien wyglądać. Nie wydumałam nic. Wybieram najgroźniejszą opcję - powiem to, co myślę. 

Oprzyjmy się więc na faktach. Wiele nowych prac nie ujrzało światła dziennego, nie skąpało się w blasku chwały i policzalnych lajków, które destrukcyjnie wpływają na samoocenę twórcy. Leżą więc w szkatułkach, albo w zabezpieczających konstrukcjach spoczywają w walizce. 

W galerii Artillo, gdzie można było moje prace znaleźć i przygarnąć - pustka. Podobnie na instagramie, choć uwiecznił on część moich wakacji (@illecebraart, jeśli ktoś nie kliknął). Na stronie na fejsbuku również trwa niezmącona cisza. I tak już pozostanie.

Oprócz tego wpisu, przez ostatnie tygodnie miałam też inne zmartwienia, na przykład co i jak zapakować. Bo to jest duże zmartwienie i jednocześnie wyzwanie. Nigdy nie otaczałam się rzeczami materialnymi, oby tak zostało. W moim pokoju oprócz dzikiej ilości materiałów do pracy w rękodziele, znajdziecie... książki. Od groma i ciut więcej książek. Które z nich wybrać? To są dylematy, z jakimi musiałam się zmierzyć. Z ciuchami, butami i innymi pierdołami jakoś problemu nie miałam. 

Spędziłam wiele czasu przy naszej polskiej, wspaniałej biurokracji. Pracownicy administracyjni z przymrużeniem oka spoglądali to na mnie, to na przepisy. Cóż począć. To także jedyne relacje międzyludzkie i kontakty ze społeczeństwem, na jakie sobie pozwalałam. Komfort psychiczny przede wszystkim. 

Co najważniejsze - odpoczęłam, odżyłam. Naładowałam akumulatory. Miałam mnóstwo czasu, żeby wiele rzeczy przemyśleć w tę i z powrotem. To był błogosławiony czas. Jak większość czasu, jaki spożytkowałam na myślenie, dał mi bardzo klarowną odpowiedź na pytanie, czego w życiu nie chcę. 

Wynikiem wszelkich rozmyślań i analiz jest 30kg wspaniałego bagażu. Te 30kg, ja i cudowny człowiek u mojego boku, rozpoczynamy dziś największą przygodę w naszym życiu. Mamy zamiar być ku*ewsko szczęśliwi. W sumie już jesteśmy.

Zostawiamy za sobą wszystko, by rozpocząć coś nowego. 
Stąd tytuł tego posta. 

Nie jestem w stanie wyzbyć się ciekawości dziecka i chęci sięgania po coraz więcej. Powtarzając schematy, wciąż liczę na więcej. Szukając tego, co nowe i warte uwagi, mogę się w tym utopić. Mam wrażenie, że całe życie to za mało, by móc wiedzieć, pojąć i wciąż sięgać po więcej... 

Trzymajcie kciuki. 

PS oczywiście, że spakowałam koraliki. Oprócz rozwoju zawodowego, niezmiennie rozwijam się w rękodziele. Plan na najbliższy czas jest ambitny. I ekscytujący ;) Ale ni *uj, nic Wam nie powiem.

13 czerwca 2019

Kobiece, delikatne i zwiewne. Kolczyki w nieokreślonym kolorze.

Zadziwiające, jak wiele czasu, energii i weny twórczej towarzyszy mi w ostatnich tygodniach. Koszyk z rozpoczętymi lub rozrysowanymi  projektami pęka w szwach, a ja sukcesywnie dopracowuję parę za parą. Królują kolczyki i sutasz, bez dwóch zdań.

Wiele tygodni temu skończyłam idealnie czarny wisior, ale po dziś dzień mam nowe robótki, które bez kolejki wpychają się przed niego i lądują tutaj. W tym wpisie pokażę kolejne kolczyki. Nieskromnie przyznam, że jestem z nich bardzo zadowolona. Dobrze się szyło - bez pośpiechu, sznurki bardzo dobrze się układały i współpracowały ;) Efekt końcowy jest naprawdę zadowalający :) Coraz więcej par walczy o tytuł moich ulubionych.

Wyjątkowy jest ich kolor. Nie potrafię go jednoznacznie określić. Zależy też, jak pada światło. Udało mi się tym razem wykończyć kolczyki na tyle precyzyjnie, że szkiełka nie są zasłonięte. Biorąc pod uwagę, że w temacie sutaszu jestem samoukiem, od środka rozpiera mnie duma. Podobne uczucie towarzyszyło mi ostatnio, kiedy zajadałam się babeczkami z żurawiną i migdałami czy po raz pierwszy w życiu upiekłam chleb (cieplutki i chrupiący, om nom nom). Tego nie da się do niczego porównać :)

Ale, ale... Do brzegu. Przedstawiam delikatne, lekkie i zwiewne kolczyki, które urzekły moje serducho. Dodatkowym bonusem okazał się fakt, że mam idealnie pasujący do nich lakier do paznokci ;D 







W międzyczasie, korzystając z absolutnej wolności (każdemu polecam taki stan) załatwiam sporo spraw. W pewnym sensie, żeby nowe drzwi otworzyć, zamykam po kolei wszystkie stare. To też ciekawe uczucie :) Nie ma dnia, żebym się nudziła, albo na siłę szukała zajęcia. Dużo czytam, książki mnie cieszą, doniesienia prasowe niekoniecznie. Oglądam filmy, seriale - to w tle, do koralików. W kuchni próbuję nowych smaków, poszukuję typowo letnich potraw. I kupiłam już walizkę, pozostaje odliczać czas. 
Reasumując - jestem kwintesencją szczęśliwego człowieka :))

Pamiętam czasy, gdy wpisy pojawiały się raz na ruski rok, z weną bywało różnie, z systematycznością jeszcze gorzej. Dużo bym dała, by wszystko już zostało tak, jak jest. 

10 czerwca 2019

Sutaszowe kolczyki - w energetycznych kolorach

Pora wynurzyć się z uroczych, ale jednak szarości i podrzucić odrobinkę koloru. 

Nie przesadzę, jeśli powiem, że w kolejce do szycia czeka już 7-8 kolejnych par. Kolory dobrane już do kaboszonów i koralików. Do tego często geometryczne bazy w komplecie, które aż proszą się o współpracę przy sutaszu. Kiedyś sutasz był dla mnie równoznaczny z eleganckim outfitem, elegancką uroczystością... Dziś towarzyszy mi na co dzień, łączę go ze wszystkim, nawet z trampkami. No dobra, nie ze wszystkim - do dresów nie założę ;D

I te kolory, kolory... Ach, zachwycać się mogę i tylko dokupować szmaragdową zieleń, bordo, śliwkę i oczywiście czerń. Czarny sutasz to już zakup nie na metry, czarny w szpulkach :)

Spójrzcie. Dzisiaj szkiełka w bordowej oprawie, miodowe słoneczka z kwiatami i szmaragdowe koła.








Trwają wakacje. Pierwszy tydzień upłynął mi na pracy z farbami, gotowaniu i rewolucji w pokoju. Ciężko mi wyrokować, jak będzie z częstotliwością tworzenia, póki co zakładam, że codziennie, od rana do nocy, ile się da :) Oczywiście z przerwami na gotowanie. Właśnie tak dzielę teraz czas wolny. Kuchnia i biurko. A będzie jeszcze działka.

https://www.youtube.com/watch?v=nGJT0AJhhqw
I odrobinka czegoś ładnego. 

31 maja 2019

Rękodzieło wspiera czworonogi!

Uwaga, uwaga.

Chciałabym poinformować wszystkich, że 14.06.2019 w Malborku będzie się działa ważna rzecz. III Festyn na Rzecz Podopiecznych Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt REKS. To świetny powód, żeby w to piątkowe popołudnie wyjść z domu, rozbić świnkę skarbonkę albo wytargać drobniaki z zakamarków.

LINK DO WYDARZENIA - - - https://www.facebook.com/events/2342249862505140/

Atrakcji przewidziano wiele, a wszystkie w szczytnym celu. Waszą uwagę chciałabym skierować na charytatywny kiermasz rękodzieła! Na facebooku REKSA i malborskiej Akademii Nauczania możecie obserwować, ile cudów trafi do sprzedaży.

Działalność REKSA od zawsze wspieram, popieram, dlatego też zapadła decyzja.
Na kiermaszu można będzie znaleźć wszystkie moje dotychczasowe prace w drewnie i decoupage'u. Aktualnie trwa ich "renowacja" - odświeżanie, lakierowanie i zdobienie tego, co w kartonach zostało zapomniane i przygniecione kilogramami koralików. Będą to przede wszystkim świeczniki, podkładki, lustra i szkatułki.

Wszystkich z Malborka i okolic zachęcam do udziału w Festynie, ale też do wspierania REKSA i czworonożnych przyjaciół. Nie ma co szukać argumentów i przekonywać - wiadomo, że warto :)

Poniżej kilka zdjęć tego, co znajdziecie na kiermaszu.












To ledwie fragment tego, co będziecie mogli znaleźć na kiermaszu. Spora część jeszcze się robi.

Szczerze zachęcam i wyganiam Was z domu - 14 czerwca, piątek popołudniu. Poszli wszyscy na Festyn dla Reksa!

24 maja 2019

Wisior z druzą - róża chalcedonu.

Róża chalcedonu - jeden z piękniejszych kamieni w mojej kolekcji. 

Często mu się przyglądałam, zastanawiałam - jak wykorzystać jego nieregularny kształt i tak nieoczywiste odcienie? Kładłam przed sobą, przykładałam sznurki, koraliki, filc... Ale nie miałam pomysłu, wizji. Żal było zmarnować takie cudeńko.

I wtedy do pokoju weszła Babcia i mówi - zamawiam u ciebie wisior. 

Presja, poprzeczka wysoookoooo, bo Babcia nie ma sprecyzowanych oczekiwań, ale ma być prosto, skromnie, bez szaleństw. Tak w sam raz. I co teraz? Przecież nie obszyję szkiełka czy prostego kaboszonu... Wyciągam pudełko z kamieniami. Kamieniami, których miesiącami szukałam na aukcjach, potem biłam się o nie do ostatniej złotówki ;) Wybór od razu pada na tą delikatną druzę. Resztę mam robić według uznania.

Przysiadłam bez zbędnej zwłoki i jest. Popołudnie i poranek na wykończenie. Wisior spodobał się, pojechał z Babcią wieczorem do teatru. Elegancki i szykowny debiut. I wyjechał razem z Babcią do domu. 




Przychodzi weekend, czas na odpoczynek i przewietrzenie głowy. Przede mną ostatni tydzień pracy, eksplozję szczęścia wyczuwam za 3, 2, 1... ;) Mimo, że czeka mnie pewien okres wakacji, mam już całą listę spraw do załatwienia, wyzwań i papierologii... to mam też mnóstwo zaczętych robótek. Oby tylko czas łaskawie mijał, a nie zapie*dalał jak szalony (czyli jak zawsze). 

Link na dziś, coś... uroczego. https://www.youtube.com/watch?v=V1Pl8CzNzCw

I zajawka kolejnej pary.
Pod kolor oczu.


21 maja 2019

Sutasz: kolczyki w szarościach

Zgodnie z wcześniejszymi wpisami - pora na odsłonę nowych prac w sutaszu. Do tej pory ciężko mi uwierzyć, ile radości sprawia koralikowanie z tymi sznurkami :) Kiedyś wydawało mi się, że to nie moja technika, że nie warto tracić czasu, skoro po prostu mi to nie idzie... I odmieniło się :) 

Dzisiaj na blogu dwie pary, po części ze sobą powiązane. Zazdrością.

Pierwsza para, nieco mniejsza, powstała na zamówienie. Uszyłam ją przy jednym posiedzeniu - często tak właśnie powstaje biżuteria, która od początku do końca siedzi mi w głowie, wszystkie elementy są idealnie dopasowane, a wizja jest klarowna. Efekt zachwycił nie tylko mnie, ale bliskich obserwatorów i nową właścicielkę. W roli głównej szkiełka, szklane kuleczki i toho, sznurki i urocze kwiatki. 
Nie przypadkowo miałam spory zapas sznurków w takich odcieniach. Od dawna brakowało mi szarych, eleganckich kolczyków, a w kartoniku leżały drobne, srebrne chwosty. Pozazdrościłam zdobyczy i... Są i one. Szare, sutasz, ale nieco dłuższe. Po raz kolejny wykorzystałam do tego typu kolczyków geometryczne bazy. Jestem usatysfakcjonowana efektem :) Teraz czekać tylko na okazję, żeby je założyć. Kaboszony to kocie oko, szklane kulki, toho i chwosty. 

Poniżej sporo zdjęć. 









Nie minęło kilka dni, a za kolczykami poszedł... szary wisior z cudowną różą chalcedonu.
Co nieco widać było już na facebooku, wkrótce pokażę więcej zdjęć. 

8 maja 2019

Garstka przeróżnych kolczyków. Dużo kolczyków.

Wiosna w tym roku bawi się z nami w dość niejasną grę "pojawiam się i znikam". Po kilku ciepłych, uroczych dniach pełnych słońca i błękitu nieba... Schowała się wysyłając na front przymrozki, pizgający okrutnie wiatr i deszcz, a teraz nieprzyjemny chłód. Skubaniutka, czego by nam nie zafundowała, my i tak durni i niecierpliwi czekamy na nią. 

W trakcie minionej zimy, nieco z tęsknoty za ciepełkiem i latem, stworzyłam kilka par kwiatowych kolczyków. Na tapecie mam obecnie jeszcze kilka, ale z ich premierą to już chyba poczekam, aż wiosna zawita na dobre. Tymczasem garstka kolczyków, które nie miały okazji się tutaj wcześniej pojawić. Przeróżne techniki, przeróżne wzory, różne kolory - uzupełniłam swoje braki w szkatułach :))

Obczajcie :) 













Sporo jeszcze prac do opublikowania. W najbliższym czasie zapewne pojawią się na fejsbuku i instagramie, które staną się niedługo centrum moich robótek. W związku ze spiralą życiowych zmian (praca, kod pocztowy i inne), trzeba się stać bardziej mobilnym, a bloga pozostawić. Ciężko teraz o systematyczność i ogarnianie wszystkiego dookoła. 

Muzyka dziś nietypowa. Ostatnio nie słucham innej - albo muzyka klasyczna, albo relaksacyjna.

24 kwietnia 2019

Sowia dama w fuksji

Muszę przyznać, że mimo czasami ograniczonego czasu, to najbardziej owocna wiosna w mojej dotychczasowej twórczości! Prace mnożą się w kosmicznym tempie, pudełeczko wypełnione jest już po brzegi. Na dysku czekają... setki zdjęć do przerobienia i opublikowania. 

I żeby nikt nie pomyślał, że przy zwiększonej ilości cierpi jakość, bo będę musiała zripostować ;) 

Wprawiłam się w sutaszu, rzekłabym - znacznie. Haft koralikowy idzie jak z nut. A dzierganie na szydełku to coś, co wpędza w hipnozę i pozwala odpocząć. Z niekrytą dumą i uśmiechem patrzę na progres, jaki dokonał się przez ostatnie kilka miesięcy. Zastanawia tylko, skąd taki moment akurat teraz? Teorie mam dwie. Szewc bez butów chodzi, postanowiłam nadrobić braki we własnej szkatułce. Mnóstwo prób, prucia i ćwiczeń... Bez presji czasu i oczekiwań. To jeden typ. Druga teoria oparta jest na faktach. Jestem szczęśliwym człowiekiem :)) 

Do brzegu!

Przedstawiam Wam dzisiaj sówkę, która urzeka. Z założenia, z tego fuksjowego agatu miał być uszyty wisior. Poprzeczka zawieszona była wysoko - właścicielką będzie urocza, nietuzinkowa i wymagająca Dziewczynka. Kiedy miałam już pewną wizję, a pod ręką chwosty i kwiatki... Przypomniałam sobie, jak 2 czy 3 lata temu malowałyśmy flamastrami na naszych śmiesznych bickach "tatuaże". Namalowałyśmy sowy. Często bawiłyśmy się moją biżuterią, pindrzyłyśmy się
i dobierałyśmy zestawy. Nie ma bata, żeby taka sówka nie przemówiła do jej serduszka :) 

Uszyta jest nieco inaczej niż wszystkie dotychczasowe sowy. Brzuszek to wspomniany wyżej agat, przepiękny kamień - długo, bo aż 3 lata czekał na wykorzystanie. Dziób to oliwka z onyksu, a oczka - czarne koraliki fire polish. Całość w kilku wersjach kolorystycznych koralików toho. Jest całkiem spora w porównaniu do reszty sowiego gangu - ma prawie 7 cm wysokości i około 5 cm szerokości. Do tego sznurki i metalowe wykończenia. 

Imienia jeszcze nie ma. Sprawa się zaktualizuje, jak sówka dotrze do swojej nowej właścicielki. 






Nadchodzi urlop, a tuż po nim wakacje, dlatego też pojawi się tu więcej wpisów i zdjęć.