30 kwietnia 2020

Nowe kolczyki - idealny lek na kryzys twórczy.

Dziś będzie o metrach zużytych nici, dziesiątkach połamanych igieł, niezliczonej ilości bluzgów kierowanych w blat biurka, rozrzuconych koralikach i kończących się nagle materiałach w momencie absolutnie kuriozalnym, ale też o rozczarowaniu, nadziei i planach, poddaniu się i podejmowaniu raz po raz nowych wyzwań. Czyli o tym, jak to jest coś tworzyć. 


Za każdą pracą, za każdą nowością stoi jakaś historia. To, co widzicie na zdjęciach, to końcowy efekt twórczego procesu. Często spotykam się z opinią, że kobitki takie jak ja, to tylko siedzą, dłubią, generalnie taka z nas jednoosobowa hurtownia, taśma produkcyjna. Zwał jak zwał. Potem padają wieczne pytania - a czemu tego nie sprzedać, a czemu takie te kolczyki a nie inne... O pytaniach, jakie często padają powinno się napisać osobny rozdział ;) 

Efekt końcowy to wynik bitwy, jaką staczam w mojej głowie. To nieustanne starcie pomiędzy wizjami/wyobrażeniami
a rzeczywistą mocą. To konfrontacja między szkicami (to za duże słowo) a realnymi możliwościami moich dłoni
i nabytymi do tej pory umiejętnościami. Niejednokrotnie to test cierpliwości, na szczęście mam ogromne zapasy. Gorzej jest z weną. Raz jest, raz jej ni ma. Paradoksalnie nie ma jej zazwyczaj w te dni, kiedy pojawia się możliwość bezkarnego koralikowania od świtu do nocy... Przyzwyczaiłam się. Po prostu, gdy przyjdzie już odpowiedni moment, trzeba wziąć się za robotę i działać. Oczywiście do tego dochodzi czasami gorszy dzień, może głowa boli, może sąsiad ryje w ścianę od 6 rano, a może koraliki za nic nie współpracują... Jak to w życiu, są lepsze i gorsze momenty. Poddawać się jednak nie można!

W ciągu tej nieszczęsnej wirusowej paranoi, dopadł mnie kryzys twórczy. Po prawie dwóch tygodniach bezowocnych prób stworzenia czegokolwiek, poddałam się. Przez chwilę nawet kalkulowałam, czy nie opłacałoby mi się tych wszystkich materiałów pozbyć... Na szczęście przyszedł dobry dzień i dobry moment. Wisi przede mną kilka par eleganckich kolczyków według projektów, które kiedyś wydawały mi się abstrakcją, czymś poza moim zasięgiem. I jak się domyślacie, nic nie daje takiego kopa do działania jak to cudowne, wewnętrzne poczucie sukcesu. Generalnie twórczość jest jak sinusoida albo przejażdżka górską kolejką. Po darciu japy z zachwytu następuje często pytanie - a po co to wszystko? 

Na szczęście, częściej przychodzi mi drzeć japę, z ekscytacją podziwiać w lustrze to, co tak elegancko błyszczy zawieszone na uchu. Najważniejsze, to wciąż iść przed siebie, nie zrażać się porażkami i pamiętać, by wyznaczane cele były realne :) 

Poniżej kolczyki inspirowane pracą, z którą spotkałam się w kopalni pomysłów (Pinterest). No cud miód!
Nic tylko zrobić i nosić! Haha, a takiego! ;p Długo z nimi walczyłam, żeby wyszło idealnie. W końcu cokolwiek robisz, zasada jest prosta. Idealnie, albo wcale.




Jestem z nich bardzo dumna. Jeśli chodzi o kształt, wyszły tak, jak powinny. Do tego ich struktura jest bardzo delikatna, szyte elastyczną nicią - są wiotkie. Bardzo lekkie, delikatne i zwiewne.


Nie inspirowałam się obecnymi czasami, ale tak, przypominają koronkę. Staram się stworzyć podobną parę, może nieco większą, jednak ciężko znaleźć takie połączenie kolorów, które mogłoby z tą parą konkurować. Nie poddaję się, szukam dalej. 
Może to, co dziś wydaje się abstrakcyjne, jutro będzie strzałem w dziesiątkę?

20 kwietnia 2020

Wiosenna porcja kolczyków.

Kiedy jesienne wieczory nieubłaganie stawały się coraz krótsze, a zakupy i spacery planowaliśmy w tych "okienkach", gdy deszcz akurat miał przerwę, w naszych marzeniach widniała wiosna. Wiosna pełna świeżej energii, ciepłych podmuchów wiatru i promieni słońca, które jeszcze nie są w stanie nas ogrzać, ale potrafią zasiać błysk w oku i sprawić, że jest lepiej. 

I te dni nadeszły. Po tygodniach wietrznej chłosty, przemokniętych ubrań i wiecznie zapaćkanych okularów... Można zaczerpnąć ciepłego powietrza, skitrać w szafie jesienną kurtkę i wsunąć na nos ciemne szkła. 

Co prawda daleko mi do stwierdzeń typu "nowy rok, nowa ja" albo "nowe początki na wiosnę". Nie dla mnie takie zabawy, zbyt komfortowo mi z moją mentalnością leniwca. Ciężko jednak nie cieszyć się tym błękitem nieba
i powstrzymać się przed stworzeniem czegoś nowego, wyjątkowego, właśnie na wiosnę. 

 Poniżej dwie pary takich skarbów do szkatułki.

Seledynowe kule oplecione drobnymi koralikami z dodatkiem chwostów z wyplecionymi opaskami.




Drobne, akrylowe różyczki zwieńczają oplecioną drobnymi koralikami ceramiczną łezkę.
Tak, pojawiły się tutaj takie kolczyki, jednak z uwagi na małą wadę, która "wyszła w praniu", przerobiłam je i stały się bardziej funkcjonalne. Całe życie człowiek się uczy ;)




Kolczyki są drobne i subtelne.
Tak bardzo spodobała mi się ta zielono-seledynowa para, że już pracuję nad kolejną w tej technice,
w nieco żywszych kolorach :) 

17 kwietnia 2020

Odrobina szydełkowych błyskotek.

Uszanowanko! :)
Przychodzi takie popołudnie, jak dziś, kiedy wyciągam karty pamięci z aparatów, podłączam dysk i telefon i okazuje się, że... Tak, jestem leniwcem. 

Otóż, moi drodzy, odkopałam spore mega bajty zdjęć, które zrobiłam rok temu (!) na przełomie marca i kwietnia. Oczywiście, że moich prac. Kilkanaście folderów czekających na obróbkę i publikacje. Odwiedzając moje strony czy instagram, ktoś gotów był pomyśleć, że u mnie cisza, że twórcza nicość... Nie, to tylko prokrastynacja w pełni. A potem skleroza. 

Dziś, przy piątku, pokażę Wam kilka bransoletek wykonanych na szydełku. Są to tzw. sznury szydełkowo-koralikowe. To jedna z tych technik, które bardzo wciągają, hipnotyzują... i bransoletki powstają seriami. Na oko, na dzień dzisiejszy, mam ich kilkadziesiąt. 

Poniżej kolekcja wydziergana z nietypowych koralików. Ich fachowa nazwa to HEX, są to maleństwa o przekroju sześciokąta. Mają dość ostre krawędzie, więc nie da się z nimi pracować na dużych prędkościach ;) O kolorach chyba nie muszę nic mówić, wystarczy spojrzeć. Są wyjątkowe!






Moim wciąż niespełnionym marzeniem jest lariat, a więc sznur długości ponad półtora metra. Nie potrafię jednak zdecydować się na kolor, wzór, wykończenie... Na szczęście jestem cierpliwa ;)

Piątek wieczór. 
Zasiadam do koralików, przeglądam kamienie. Mam w sobie potężną potrzebę stworzenia czegoś wyjątkowego. Biorę się za robotę!

I zostawiam tu odrobinę dobrej muzyki.

Dobrego weekendu :)