16 marca 2020

Rękodzieło w czasach zarazy.

Ale nam się to wszystko... Tu wstaw dowolne słowo, które odzwierciedla Twój stosunek do mniejszych lub większych zmian w życiu, jakie trwająca pandemia już odcisnęła. Dzisiejsza rzeczywistość różni się już od tej choćby sprzed tygodnia.
I czeka nas jeszcze wiele zmian... A planowanie czegokolwiek mija się z celem. 

Wiele czynników i widziany z dzisiejszej perspektywy efekt domina sprawił, że obudziłam się dziś w swoim pokoju, w tej błękitnej poświacie, wśród gapiących się na mnie zewsząd sów. Pozornie spontaniczna decyzja o urlopie pozwoliła nam bezpiecznie skitrać się w rodzinnych domach, wśród swoich bliskich. A z najnowszych doniesień wynika, że urlop ten nie ma daty końcowej. Jeśli nic w życiu nie dzieje się przypadkiem, a tak mówią, to czekam cierpliwie. 

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po powrocie do domu było spakowanie 3 sporych kartonów, które miały dotrzeć
w najbliższym czasie do Holandii i umożliwić mi koralikowanie i dzierganie w opcji luksusowej. Innymi słowy - spakowałam wszystkie materiały, zbierane długimi latami. Kilkanaście kilogramów szczęścia. Dziś rozpakuję je i rozłożę z powrotem, próbując jednocześnie odzyskać namiastkę mojej dawnej pracowni, mojej twórczej jaskini. 

Kiedy pakowałam walizkę pod koniec lipca, zabrałam ze sobą tylko niezbędne rzeczy. Przez minione miesiące udowodniłam sobie, że do przeżycia i ostatecznie normalnego życia, nie potrzebuję obstawiać się gratami, dziesiątkami zbędnych pierdółek, kolejnymi ciuchami, które założę raz albo wcale. Te miesiące nauczyły mnie praktycznych rozwiązań
i udowodniły, że nawet zabierając tylko walizkę, zabrałam ze sobą rzeczy zbędne. Wykorzystywałam wiele ekologicznych rozwiązań, recykling czy myśl #zerowaste. Stopniowo udało mi się przejść na korzystanie z kosmetyków nietestowanych na zwierzętach. Ot, nauka płynąca z emigracji. A może z dużej ilości czasu na przemyślenia, kto to wie. I wtedy, po tych miesiącach pewnego rodzaju ascezy, wchodzę do swojego pokoju i... Facepalm. Mam teraz dużo czasu na nawrócenie starego pokoju na dobre tory. Worki na śmieci w gotowości. 

Zestaw szydełek, narzędzia, komplety igieł, kleje, pudełko materiałów i wykonane przez ostatnie miesiące robótki zostały tam daleko... Nie mam pojęcia, na jak długo, czas pokaże. Postaram się wykorzystać te nadchodzące tygodnie na rzeczy, na które nigdy czasu nie było. W końcu przysiądę z drewnem i wypalarką, bo naszkicowane projekty już dawno się zakurzyły. Część robótek jeszcze nie debiutowała w internecie, a ciężko mi opisać tęsknotę za aparatem, którą przeżywałam. Tęskniłam też za książką w papierowej formie. Przez te miesiące dużo czytałam i zachwycał mnie fakt, ile cudownych książek mieści tablet. Ale nie muszę tłumaczyć, że to nie to samo... ;) 


Swoją drogą, co ludzie robią w okresach, kiedy podkreślają, że nie mają czasu na to, co dla nich ważne, albo co sprawia im przyjemność? Sama często używam tego bzdurnego argumentu. Gdzie są więc efekty tych potencjalnie ważniejszych działań? Hmmm. 

Dziś już takiego argumentu nie użyję. Zabieram się za działanie. Czasu mam aż nadto. 

I pamiętajcie, spokój i dystans. Tylko to może nas uratować i nie mam na myśli zachorowania.
Spokój i dystans uratują nas przed ogólnonarodowym pierdolcem :)