23 grudnia 2017

Na święta: skromnie i minimalistycznie

O świętach powiedzieć można dużo, ba, powiedzieć można wszystko.

Dlatego ja będę milczeć.
I w ciszy, obejrzyjmy kilka zdjęć...

...a na nich: moja ścienna choinka. Nie znajdziecie u mnie w tym roku ni żywej, ni sztucznej choinki w formie drzewka.
Jest za to kilka gałęzi, cotton balls, które do tej pory wisiały na tablicy korkowej, wstążki, sówki i renifer Henio.





Henio to wytwór uczestników i pracowników terapii zajęciowej ośrodka, w którym pracuję. To też świetne miejsce, by się zainspirować i stale rozwijać swoje manualne zdolności. Cały czas do przodu ;) 

I kolejno: mała instalacja, 3 wyplecione z papieru choinki z maleńkimi bombkami i światełkami. Tegoroczna ozdoba na biurku.




Jednak moją ulubioną ozdobą w tym roku jest szklana kula z pachnącym kawałkiem wszechświata.
Niezwykle fotogeniczna.




I tak to wygląda w tym roku. 

W całym domu pachnie już kapustą z grzybami, lepimy pierogi, niedługo upieczemy ciasto. Zaczęłam już dłuższy urlop. Chciałabym tylko odpocząć, nic więcej. 

16 grudnia 2017

Dzisiaj będzie na bogato.

Witam w tą śnieżną, mroźną, ale jakże piękną i urokliwą sobotę!


Moje zatracanie się w robótkach ma to do siebie, że ma charakter najczęściej gwałtownego zrywu pod wpływem pomysłu zajadle świdrującego czaszkę, następnie przychodzi faza wieeeelu godzin spędzonych w karkołomnej pozycji i w pełnym skupieniu, po czym do wyboru są dwie opcje: kontynuowanie pracy albo rzucenie jej w kąt. Tak to wygląda od strony technicznej. Od strony estetycznej, jest jedna zasada. Jakikolwiek pomysł przyjdzie do głowy, trzeba go przepuścić przez filtry własnego gustu - ulubione kolory, kształty, formy. Widać do w moim pudle z biżuterią - czarno, niebiesko, szaro; sowy i proste wisiory, najczęściej praktyczne formy, małe gadżety. 
Przyszedł dzień, pod koniec października, kiedy w rękę wpadł mi piękny jaspis krajobrazowy, naprawdę uroczy. No, ale nie ten kolor. Pasujące do niego kaboszony i kamienie były w odcieniach żółtych i pomarańczowych a drobnica mieniła się złotem... Szanujmy się, to tak bardzo nie moja bajka. 

I tak właśnie pierwszy raz zdarzyło mi się zrobić coś kompletnie pod prąd. 


Żeby spokojnie i bez efektów ubocznych przejść przez ten "kryzysowy moment", towarzyszyła mi oczywiście sowa. Kawa naprawdę smakuje wyśmienicie w kubków i szklanek, na których są sowy. A tutaj są wszędzie. 

Jaspis krajobrazowy w towarzystwie agatu i jadeitów obszyłam koralikową drobnicą toho i marianna. Skoro już sięgnęłam po coś nowego, postanowiłam też po raz pierwszy w pracy w hafcie wykorzystać sznurki woskowane. Wnętrze wisiora po raz pierwszy wyszyłam ściegiem lazy stitch. Co ciekawe, od zawsze byłam zachwycona pracami wykonanymi
w ten sposób, ale nie umiałam się przełamać. Moje demony zawsze kierowały mnie w stronę harmonii, porządku, równego ściegu. Co za ironia ;) Zaskoczył mnie jedynie czas, jaki trzeba na to poświecić. Szyjąc w bałaganie zeszło mi naprawdę długo, bo całą niedzielę. 

I tak oto, bez wyraźnej wizji i założeń, powstał wisior, roboczo nazwany "na bogato". Mieni się i lśni naprawdę wyjątkowo. Wygląda imponująco na jednolitych, ciemnych bluzkach. Aż warto poszukać okazji, by go założyć...
Poniżej kilka zdjęć i kilka detali.





Do tej pory przy swoich wisiorach używałam metalowych krawatek, wszywałam je do środka. Tym razem zdecydowałam się na wszycie koralikowej krawatki z drobnicy toho. I jestem zadowolona z efektu. Na chwilę obecną to złotko wisi na sznurkach, ale z biegiem czasu mam zamiar to zmienić, więc jest to wersja tymczasowa. Kilka informacji od strony technicznej: długość - ok.11cm, rozpiętość w najszerszym punkcie - ok.11cm. 


Od razu po zakończeniu tej pracy, rozpoczęłam kolejną, ale już w swojej gamie barw. W roli głównej czarny agat i onyks. Biorąc pod uwagę, że tym razem również chciałabym uszyć coś większego, z pewnością zajmie to sporo czasu,
a z towarzyszącą mi obecnie kontuzją może być naprawdę ciężko. W międzyczasie stworzyłam alternatywną choinkę, świąteczne kompozycje, projekty trzech kolejnych zegarów i w wolnej chwili realizuję małe zamówienia. Tak, mam jeszcze wolne chwile. Wykorzystałam je choćby na zakupy na giełdzie kwiatowej, odwiedziłam ulubiony sklep z kamieniami, żeby uzupełnić zapasy, uczę się nowych technik i inwestuję w sprzęt. To informacja, że warto czekać na kolejne wpisy! ;)

Moich prac obecnie nie ma w galeriach, których bannery widnieją po prawej stronie. Z uwagi na wiele czynników, swoje sklepy tymczasowo zawiesiłam. Wykonuję jednak indywidualne zamówienia. 

Dobrego weekendu.
Nie samymi świętami człowiek żyje, proszę pamiętać. 

20 listopada 2017

W zgodzie z naturą

Jesień od zawsze kojarzy mi się z gamą najpiękniejszych kolorów i ich odcieni. Nie ma nic przyjemniejszego, niż spacer
w ciepłe, wrześniowe czy październikowe popołudnie i czerpanie inspiracji z natury. Wróć. Widział ktoś w tym roku ciepłe, jesienne popołudnie? A no właśnie. Zamiast szwędania się i przynoszenia do domu kataru, trzeba było jesień przywlec do domu. 


I przywlokłam. A że czar i urok w tej postaci przemija szybciej, niż jesień, która zalęga się w głowie, zaczęłam odkładać usychające gałązki. Nadal stoją w kubeczku na organizerach, czekają na swoją kolej; w tym przypadku dopiero przygotowuję się do akcji. Z pierwszej części, która beznamiętnie obeschła dekorując parapet i dywan, postanowiłam zrobić coś niewielkiego, ale pięknego.

Wiem, różowe. Sama patrzę i nie dowierzam, że skusiłam się na tak wyrazisty kolor. Widocznie z biegiem czasu oprócz koloru włosów zmieniła mi się też paleta tolerowanych barw ;) Sznurek idealnie pasuje do wysuszonych kwiatów wrzosu. 


O fiolkach już kiedyś pisałam, dla mnie są magiczne. Przechowuję w nich każdy ulotny moment, jaki przyjdzie mi do głowy. W szkatułce leży już komplet z dmuchawcami, kolczyki z zebranym w wakacje runem leśnym, czy wspomnienia nadmorskich spacerów - tak, piasek i muszelki. Małe przypomnienie na zdjęciu niżej.




Podejrzewam, że to dopiero początek serii i będzie takich prac znacznie więcej. W kolejnych wpisach pokażę swój kolejny fiolkowy i spersonalizowany gadżet, a jakże, z motywem muzycznym.

A skoro już o tym...
https://www.youtube.com/watch?v=ieJLfwXACCo

Mało muzyki ostatnio słucham, oj mało.
Ale Kortez zawsze dobry.

11 listopada 2017

Na początek - krosno.

W minionym tygodniu wieczorami przeglądałam ostatnie daty i posty na blogu, potem porównywałam z ilością robótek
i zdjęć, jakie mam na dysku. Warto wspomnieć, że zostało mi niewiele prac, sporo sprułam lub rozebrałam na części. Mimo to, och, jakież zaległości! Biorę się więc za nadrabianie. Cała kolejka dzieł czeka, by wyjąć je z pudełek, nieco odkurzyć i pokazać światu. W międzyczasie na stronie na fejsbuku czy instagramie pojawiały się zajawki tego, co się aktualnie na biurku robi, więc część niespodzianką zapewne nie będzie.  Ruszamy.

24 marca 2017

A czas płynie jakby nigdy nic...

Dziś będzie nie na temat. 

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po zakończeniu lakierowania i wietrzeniu po lakierowaniu, było zamontowanie baterii w mechanizmie. Drugą - wyjęcie baterii. I tak wisi oto zegar na ścianie, przy łóżku, jest 10:37. Od kilku dni. 

Jeśli z czymś w życiu mam ewidentny, trwały i nieprzemijający problem, jest to czas. Żyję w niedoczasie, według Wiolki czas niezmiennie przelatuje mi przez palce, natomiast z zarządzania czasem na dyplomie mam piąteczkę. I bądź tu człowieku mądry.
W czasie wolnym robię tak dużo rzeczy, że nie sposób to opisać. W międzyczasie staram się czytać, douczać.
Po godzinach ucinam drzemki. Ostatnio mam też sporo nadgodzin, ale w jakiś sposób się dzięki temu rozwijam. 

W moim pokoju, jeśli się człowiek dobrze skupi i wie, gdzie szukać, znajdzie już kilkadziesiąt (sic!) sów. Tak, kilkadziesiąt. I o dziwo, gdy się do mnie wchodzi, nie ma się wrażenia, że mieszka tu obłąkany ornitolog. Do tego zacnego grona dołączyło kolejnych sztuk 12. Przy skromnej pomocy dobrych ludzi, stworzyłam zegar. Sporo warstw podkładu, farby białej i mieszanek innych kolorów. Osiągnęłam założony efekt
(z osiągania celów też miałam piąteczkę). Całość wykończona satynowym, matowym werniksem... Nieskromne jest to, co teraz napiszę, ale o to mi chodziło, tak to miało wyglądać. Jestem zachwycona. Zegar wisi już nad łóżkiem.



  

Wszystko, co robię, co zamierzam... Obecnie odnosi się do czasu. Tracę go bezpowrotnie, świadomie i z niekrytą przyjemnością marnuję, pożytkuję na rzeczy nieistotne. Łaskocze mnie, gdy przepływa przez palce, goni mnie, nie daje wytchnienia. Nad biurkiem mam olbrzymią tablicę korkową, a na niej kilkadziesiąt obrazków i cytatów. Zadzieram szyję i z zadziwieniem odkrywam, że spora część odnosi się do czasu.
"Najlepiej zmarnowany czas, to ten pod kołderką."
"Wszystko będzie dobrze, ale nie wiadomo kiedy."
"Pomyślę o tym jutro."
I cudowne, jedyne w swoim rodzaju "Ja nie czas, żeby zapierdalać".
Tyle prawdy w jednym miejscu. 

Żeby tradycji dopilnować, będzie wątek muzyczny. W tekście pojawia się czas. To pierwszy kawałek, który skojarzył mi się z tym tematem. Ciekawe dlaczego? Piękny jest...
https://www.youtube.com/watch?v=QFIWQnh78gU

21 stycznia 2017

codzienne, małe robótki

Zdecydowaną większość czasu poświęcam na robótki pt. "nic nie mówię, ale nie mam jeszcze korali/kolczyków do mojej nowej bluzki,
a pokazywałam ci ją wczoraj". Błąka się tu po mieszkaniu taki jeden, konkretny i wymagający odbiorca. Wówczas wszystkie wiszące nad głową projekty, pomysły czy chęć spróbowania czegoś nowego schodzi na drugi plan. I tym samym... szewc wciąż bez butów chodzi. 

Stąd też kolejna seria bransoletek ze sznurka, z gronkami i zawieszkami. Zaczęło się od jednej, czarnej - mojej. Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ja taką mam, a Wiolka jeszcze nie. "Bo to fajne jest i ja też bym nosiła. Ale nie czarną, wymyśl coś." 

I z czym tu dyskutować? 
;) 

Oto efekty. Zakosiła tym razem tylko trzy sztuki. 
Dziś sporo zdjęć!



















Sznurki, kamienie, minerały i posrebrzane zawieszki.
Mam też kilka swoich bransoletek, niestety, nie doczekały się jeszcze sesji zdjęciowej. 

Obecnie, na sporym twórczym głodzie, staram się łapać kilka srok za ogon, robić kilka rzeczy na raz. Zaczynam pracę w hafcie, przerzucam się na fiolki, po czym szukam farb i pędzli... Jeszcze chwila i uwierzę w słyszaną od dziecka teorię, że mam słomiany zapał. Co to, to nie, drodzy rodzice. To podzielność uwagi! ;p

Dobrego wieczoru, udanego weekendu.
Link na dziś.

18 stycznia 2017

z muzyką w tle

Kto śledzi stronę na fejsbuku wie, że ostatnio to tylko muzyka i muzyka. Taka faza. Każdy ma swój sposób na dobijającą zimę i to, co ona
z nami jawnie i bezkarnie wyprawia. Dlatego też oprócz innych, mniej aprobowanych społecznie sposobów na radzenie sobie z tą francą, polecam właśnie kojącą wszystkie bóle muzykę. 

Pochłaniam ją w każdej dostępnej postaci. Słuchanej, granej i śpiewanej. Co do tej ostatniej formy, mi osobiście przynosi to spokój, odwraca uwagę od innych kwestii, pozwala odpłynąć. Trzeba było nastu lat, bym przywykła do własnej twórczości i jej słuchania. Dzięki! ;* Odmienne zdanie ma reszta domowników. Niektórzy uważają, że powinnam szybciej opuścić łazienkę, bo to nie the voice of poland. Innym razem pytają, co temu kotu zrobiłam, że go tak zarzynam bezlitośnie... Tak czy inaczej zmierzamy do radosnej, spontanicznej
i niespodziewanej w ostatnim czasie twórczości w zakresie biżuterii. Jakakolwiek aktywność z mojej strony o tej porze roku jest niespodziewana. 

Nie ma co dopisywać historii. Kilka prostych ujęć. 



Rzemykowe, kolorowe bransoletki dla zdolnych dziewuszek. 



W tym wypadku wspieram się fotkami z Instagrama. Breloczek, pierwszy taki. Drewno, wypalarka, farby. Ombre w rąbkach stworzone wykałaczkami. Pracochłonne, ale osobiście bardzo mi się podoba uzyskany efekt. I jeszcze poniżej - wspomnienie wcześniejszych prac w tym temacie.







To co na koniec?
Kwintesencja muzyki w czystej postaci. 
Moja ulubiona wersja.