22 września 2018

Lady Złotówa wkracza do akcji.

Pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy musi się o tym przekonać osobiście.

Znacie to, prawda? Ile to na co dzień powiedzonek i porzekadeł w tym temacie... Pieniądze były, są i będą wiodącym wątkiem życia. Jedni wolą płakać w Ferrari, inni zaś pracują cały miesiąc, żeby dostać jakąś jałmużnę albo rencinę ;)

Czego by o nich nie mówić, mają wielką moc. Potrafią spełniać marzenia, a przynajmniej w wielu przypadkach to umożliwiają. W dzisiejszych czasach myślenie o pieniądzu i jego wartości często ogranicza się do cyferek, które widzimy na koncie. Odkładamy w wirtualnych formach z łatwością,  z nie mniejszą je wydajemy. Czas na powrót do tradycyjnych, sprawdzonych metod.

Wiele miesięcy temu powstała ta oto kruszynka, która poleciała na drugi koniec kraju.
Mój nowy twór wydaje się być jej siostrą. 



Lady Złotówa, bo o niej mowa, doskonale wie, jakie jest jej zadanie. Na łańcuszku ma zawieszoną fiolkę z maleńkim kawałkiem papieru - to tam znajduje się jedna z tajemnic wszechświata. Najważniejsze, by ona wiedziała, w jakim celu te środki kolekcjonuje. A to wszystko z przymrużeniem oka ;)

Lady Złotówa powstała ze zwykłej, gipsowej skarbonki. Wielokrotnie malowana, ozdobiona białymi i ptasimi piórkami. Spójrzcie na nią. Jest wizualizacją sowy, która odniosła sukces, cechuje ją wysmakowana elegancja i poczucie stylu. To nie byle jaka skarbonka. Nawet ona wie, że dążenie do wyznaczonych celów wymaga rozmachu. Bije od niej pewność siebie, przekonanie o tym, że osiągnie cel. I ja jej wierzę :) 







Malując ją i strojąc na nowo rozkochałam się w głosie i emocjach Igora Herbuta. Jego piosenek słucha się z zamkniętymi oczami, całym ciałem i duszą. Chłonie się każde słowo i czeka na kolejne melodie... Teksty są tak nieoczywiste, że wsłuchanie się w nie wymaga nie lada skupienia.
 Magia w czystej postaci. 

Wybrałam ten kawałek, przynajmniej na dziś. 

...a potem, po prostu chodź. 

7 września 2018

O tym, jak z jesienią, nadchodzą nowe nadzieje

Czujecie w powietrzu ten chłodny, przeszywający, złowieszczy powiew jesieni? Zauważyliście pewnie, że nawet słońce po tym intensywnym, letnim sezonie, zdaje się szukać odpoczynku? 

Ja to wszystko widzę i czuję. I czuję nutkę ekscytacji. Można odkurzyć cieplejsze ciuchy, a jestem zbieraczem i fanem wszelkich bluz; sandały już odłożone na półkę - do łask wracają dawno niewidziane trampki i długie jeansy. Obiecują nam jeszcze powrót upałów, ale nie oszukujmy się - naprawdę piękne i upalne lato już za nami. To lato pod względem pogody było wręcz legendarne...

Z ostatnim powiewem lata przysiadłam do rękodzieła, najpierw do chwostów. Nie wiadomo, ile potrwa ich 5 minut ;) Złapałam błękitne łezki z ceramiki i sznurki. I powstały dwie wersje - klasyczna z chwostami i mini, z maleńkimi kwiatami. Wersje na weekend i na tydzień roboczy. Wybrałam się do dużej hurtowni, uzupełniłam półfabrykaty pewnie na kolejny rok czy dwa... Uszyłam kilka par kolczyków, w końcu wykorzystałam bazy geometryczne... Zdobyłam też i wywalczyłam na aukcjach sporo przepięknych kamieni, na sam ich widok mam gęsią skórkę. Naprawdę, jest na czym pracować! 

Nie samymi koralikami żyje człowiek. Za moimi plecami, w przepastnej komodzie, czekają kartony z farbami i drewnem. Obok czeka stolik, który muszę pomalować i nieco odnowić, bo zniszczył go sezon grillowy ;) czeka skarbonka, czeka herbaciarka, czeka pudełko na biżuterię. 

Mało tego. Z dużym rozmachem chciałabym zacząć przygodę z kolejną techniką. Póki co czytam, oglądam filmy, przeglądam oferty sklepów... 

Mimo chłodu i ciemności, mimo coraz krótszego dnia, coraz więcej we mnie entuzjazmu, weny twórczej i pomysłów. Doba jest dla mnie za krótka, a ja - jak przez całe życie - nie umiem zdecydować, za co się zabrać. Więc wiecie, jak ten sezon się zaczyna - najpierw porządki ;D 

Dzisiaj bez zdjęć. Stolik do zdjęć wymaga renowacji ;)