24 lipca 2018

Hiacynta w hematycie - krótko i na temat.

Hiacynta.

Już tłumaczę. 
Motyw przewodni - hematyt. 
Dodatki - kolor niebieski. 
To dało mi litery H i N.
A jak wybrać imię? Zdumiewająco łatwo!
W trakcie szycia oglądałam jeden z moich ulubionych seriali, wybitny brytyjski humor
i klasyk z dzieciństwa - "Co ludzie powiedzą". Charyzmatyczna i przeurocza Hiacynta w roli głównej. 
Nic więcej dodawać nie muszę ;) 







Urocza dama.
Moja :)

14 lipca 2018

Stało się. Sutasz po raz pierwszy.

To wprost niewiarygodne, że na moją pierwszą pracę w sutaszu trzeba było czekać... dokładnie 3 lata. To był lipiec 2015 roku, gdy wraz z uroczą, rudowłosą kobitką, przyjechały od mnie pierwsze sznurki. Prób w międzyczasie i ćwiczeń było wiele, ale lęk przed porażką i po prostu brzydką pracą był na tyle silny, że powstrzymywało mnie to przed działaniem. Nie chciałam też robótki na siłę, żeby tylko zrobić, rzucić w kąt i niech leży...

A że potrzeba jest matką wynalazku, a do koszuli nie miałam eleganckich kolczyków - to czemu nie? Druga rzecz, której nie lubię w sutaszu, ale i w ogóle w rękodzielniczej biżuterii, to pstrokate kolory, często łączone razem. Trzymam się klasyki, co widać w większości moich prac, gdzie kolor przewodni to... królewska czerń ;) alternatywnie szarości czy granaty.

Zaczęło się od czarnych chwostów, potem postanowiłam lekko rozjaśnić całość srebrnym sznurkiem i szarą drobnicą. Detektor sów, który mam zamontowany w tajemniczym miejscu w mózgu mówi mi, że te kolczyki wyglądają jak smutne sowy. Ale to już pozostawiam Waszej ocenie. 

W skład tej pary wchodzą dwa agaty, kuleczki szklanych pereł, drobnica toho, chwosty i posrebrzane półfabrykaty. Szyłam nićmi monofilowymi oraz One-G, które powoli zaczynają wkupywać się w moje łaski. 

I tak oto, po trzech latach przyglądania się sznurkom, są. Pierwsze, niewielkie, skromne... i z pewnością nie ostatnie kolczyki w sutaszu. Widzisz izz, co narobiłaś?







To bardzo twórczy i bardzo owocny urlop. W walizce spakowany już niezbędny sprzęt. 

Swoją drogą, nikt nie musi mnie pytać, kiedy zamierzam wyjechać czy na kiedy mam zaplanowane wolne.
Wystarczy poczekać i obserwować, kiedy będzie lało dzień w dzień przez dłuższy czas. I wtedy możecie mieć pewność. 

2 lipca 2018

Spójrzcie na Lilkę.

Całkiem niedawno publikowałam post, w którym główną rolę grała ognistoczerwona Gretta. Do wesołej gromadki dołączyły dwie kolejne sówki. O ile pierwsze, jakie szyłam, były całkiem spore,  tak teraz działam na niewielkich kaboszonach i maleńkich toho 15o. Standardowo mogę obiecać, że będzie ich więcej. Trzy brzuszki już leżą obszyte ;) 

Ciekawostką jest, że prace te powstały w trakcie bardzo twórczego, poprzedniego weekendu. Owocami tej twórczości jest również 5 szydełkowych bransoletek. Tak, sypiałam regularnie, widziałam też mundialowe mecze. Nikt nie broni siedzieć przed telewizorem z szydełkiem albo całą tacą do dziergania... Przynajmniej nie zasnęłam przy oglądaniu wypocin tych kabareciarzy w biało-czerwonych strojach. 

Spora ilość nowych tworów i materiałów to wynik prezentu, jaki co roku robię sobie na urodziny - mega paka koralików
i wszystkiego, co może się przydać. Co prawda ta jedna przesyłka nie wystarczyła, bo rozochocona domówiłam kilka szpargałów jeszcze dwa razy, właśnie zbieram listę na kolejne zamówienie, ale zawsze to jakiś motywator ;) Kto choć chwilę poświęcił się swojej pasji wie, że zawsze mało, zawsze za mało i mamy akurat nie to, co nam właśnie po głowie chodzi. 

Z biegiem czasu zauważyłam, że z tego chaosu i chęci robienia wszystkiego na raz, stworzył się jakiś usystematyzowany schemat pracy. Ha, wiadomo, że to "tylko" pasja, ale jeśli może stać się sposobem na życie, a przynajmniej czymś, co sprawia wiele przyjemności i satysfakcji, to czemu w to nie zainwestować pod każdym możliwym względem? Też nie widzę przeciwwskazań. Skoro można dostosować pokój pod mini-pracownię, pozbywać się wszelkich gratów, żeby było miejsce na "wszystko-do-koralików-w-zasięgu-ręki", to można też pracować i doskonalić się w technikach, czytać, czytać... Ostatnio coraz więcej czytam o rękodziele, kamieniach, działalnościach... Kto wie, może któregoś dnia... ;) 

Koniec wywodów. Proszę spojrzeć na pierwszą z zapowiadanych sówek. Na imię jej Lilka. A na poniższym zdjęciu możecie dokładnie obejrzeć, jak drobne koraliki prezentują się w blasku słońca. 






I tak, Lilka do złudzenia może przypominać jedną z sówek, które już poleciały w świat. Tak, to była Aurora. Wprawione oko odnajdzie jednak tak wiele różnic, że lada chwila uznamy, że paniusie w ogóle nie są do siebie podobne ;D
Cóż począć, gdy kamień wpadnie w oko...

Nuta na wakacje - https://www.youtube.com/watch?v=QRxH-II0OsA
Chodzi za mną dzień w dzień.
Trzy takie głosy, że aż strach myśleć, co jeszcze mogliby stworzyć razem.