Ogólnie rzecz biorąc, zamiast pisać posta, mogłabym tu wstawić coś w rodzaju rozprawki, rozważań, przemyśleń na temat "Czy perfekcjonizm to choroba?". Chyba, że możemy z uśmiechem uznać z góry, że dwa tygodnie szycia kolczyków tak, by były idealne i ugłaskały wszystkie kołtuny w mojej głowie, to sytuacja absolutnie normalna, wręcz pożądana :)
Kolczyki są dosyć spore, ich łączna długość to 6cm. Mimo, że do wyplatania użyłam wielu drobnych koralików, nosi się je lekko, nie ściągają ucha w dół. Górna część, to maleńka, trójkątna pchełka (dwustronna) - jest jak poduszka przy uchu! Mocowane na sztyfcie. Długo wahałam się nad czernią - wybrać odcień matowy, czy błyszczący? Patrząc na to, jak pięknie odbija się światło, wiem już, że zdecydowałam dobrze.
Połączenie czerni i złota od tygodni króluje w moich pracach. Biorąc pod uwagę, że koraliki w tych kolorach zakupiłam całkiem niedawno w ilościach hurtowych, nie spodziewajcie się drastycznych rewolucji w nadchodzącym czasie :) Obecnie czekam na wielgaśną paczkę, dojadą do mnie bazy geometryczne i wszystko, na co miałam ochotę, więc będzie się działo!
Wracając do kolczyków. Miały być eleganckie, miały być dostojne.
Są.
Kilka zdjęć poniżej.
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz